W sobotę złapaliśmy się z Mateuszem i nie będziemy się już puszczać do końca wyjazdu. Wcześniej, internetowo ustaliliśmy, że spotykamy się o 9 rano, wypożyczamy auto i ruszamy przed siebie. Ale jak się spotkaliśmy to doszliśmy do wniosku, że bez porządnego śniadania i kawy to nie ma gdzie jechać, a i pranie przydałoby się zrobić. Po kawie, druga i ciastko itp. itd. Zrobiło się na tyle późno, że zostaliśmy w Chiang Mai kolejną noc.
I dobrze. Odwiedziliśmy Museum of Paradise, w którym znajdują się plakaty 3D. Przy odpowiednim ustawieniu można zrobić sobie bardzo fajne zdjęcia. Chłopaki na początku trochę się wstydzili, ale jak się rozkręcili to nie mogliśmy skończyć sesji, a wieczorem ćwiczyliśmy targowanie :) Następnym razem zabieram pusty plecak!