Jesteśmy na północy kraju. Z Ałmat do Astany przedostaliśmy się nocnym pociągiem. Podróż była bardzo wygodna. Mieliśmy prywatny przedział sypialny, a w zasięgu ręki wagon jadalny i dystrybutor z zimną i gorącą wodą. W 15 godzin udało nam się przejchać 1400 km, obejrzeć kilka odcinków serialu, poczytać ksiażki i zaplanować trasę do Parku Narodowego Borowoje. Już na dworcu czekał na nas samochód więc odrazu ruszyliśmy w trasę; pustą autostradą za 2 zł.
Z Borowoje wiąże się legenda, zgodnie z którą kiedy Allah dzielił ziemie między narodami, Kazachom przypadł step - świetny do wypasania tabunów koni. Poprosili o coś bardziej zróżnicowanego niż trawiasty, piaszczysty step. Spóźnili się z prośbą, bo w worku niewiele już zostało. Allah wysypał resztki ze swojego worka, a były to lasy, jeziora i góry. Tak powstały Borowoje, określane przez Kazachów Szwajcarią Kazachstanu.
My powiedzielibyśmy świetne na przystanek w podróży, tym bardziej że do większości z 17 jezior nie można dojechać. Trafiliśmy tutaj zdecydowanie po sezonie bikini, turystów niewielu, knajpki w większości pozamykane, w hotelu zaczął się już nawet sezon grzewczy. Czuliśmy się trochę jak w sanatorium. 3 marne posiłki dziennie i spacery wokół jeziora. Okolica jest bardzo malownicza, kolorowe lasy to miła odmiana dla dotychczasowych stepów, ale jakoś tak dla nas za spokojnie. Po 2 dniach wyspani jak bobasy spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę do Astany z przystankiem w Malinówce. W latach 1937-1946 znajdował się tam obóz dla więźniów politycznych, przede wszystkim dla członków ich rodzin. Obecnie malutkie muzeum. Polecamy przy okazji :)