Udało się! Od wtorku mamy samochód i zaczęliśmy w końcu naszą podróż. Na szczęście, bo nie wiele brakowało, a zaczelibyśmy pluć i łapać. Serio! Mający w planach Kazachstan uczcie sie na naszych błędach i rezerwujcie samochody, najlepiej 4×4, długo przed przyjazdem - jak wszyscy tutaj.
Wyjazd z miasta był chyba najbardziej stresujący (no może poza "parówką" na śniadanie i oczekiwaniem na taksówkę, bo recepcjonistka chyba nie ogarnia, że jak prosisz o taksę to tak naprawdę chcesz wyjechać, a nie stać z plecakiem w holu przez blisko godzinę), bo jazda jest tutaj bez trzymanki. Jak się nie wpychasz to giniesz no i obowiązkowo trąbisz. Mój mąż to jednak zawodowiec i nie z jednego miasta już nas wywiózł.
Po opuszczeniu miasta odetchnęliśmy i to od tygodnia bardzo głęboko (w Ałmatach jest taki smog, że nasz Kraków to uzdrowisko:). Momentalnie wszystko wydało się jakieś fajniejsze. Pogoda fantasiko, my sami dla siebie też jacyś lepsi, kierowcy spokojniejsi, droga calkiem niezła, a wzdłuż niej góry i arbuzy! Do pełni szczęścia brakowało tylko kawy z Orlenu:)
Nasz pierwszy cel to jeziora Kolsay i Kaindy, leżące w górach Kūngej Ałatau. Do wioski Saty jechaliśmy prawie że pustą drogą, która sama w sobie już jest extra atrakcją. Góry, stepy, niekończąca się przestrzeń, bez żadnych zabudowań czy bilbordow. 5 godzin z nosem w szybie minęło jak 5 minut.
A potem było jeszcze lepiej! Trafiliśmy fajny nocleg z łazienką i toaletą w domu, a nie jest to takie tutaj oczywiste i z domową kuchnią. Po drugie trafiliśmy na Łotyszòw, którzy mieli jechać do Kirgistanu, ale namówiliśmy ich na wspólną podróż nad jezioro Kaindy. Dzięki czemu nasz off road Łazikiem byl o połowę połowę tańszy.
Jezioro jest malutkie i bardzo urokliwe. Powstało w wyniku trzesienia ziemii i zostało utworzone przez rzekę. Ma lazurowy kolor, prawdopodobnie dzięki pobliskim złożom siarki. Zatopiony jest w nim las sosnowy, który wyrasta z jego dna i robi tym samym niesamowitą robotę! Poranek już dawno nie był tak magiczny!
Nad jeziora Kolsay I i II pojechaliśmy już "naszym".
Uciekło nam już sporo dnia, niebo zaczęło straszyć deszczem, ale mimo wszystko zdecydowaliśmy się na 8 km spacer do Kolsay II. Szlak wiedzie na początku wzdłuż szmaragdowego jeziora Kolsay I, które mimo braku słońca urzeka swoim kolorem, a następnie przez las z górki i pod górkę. Szlak nie jest oznaczony, ale robią to skutecznie konie więc nie tak łatwo się zgubić. Ostatecznie nie doszliśmy do celu, zabrakło na czasu i zaczęło padać. Zawróciliśmy w połowie, trochę ze smutnymi minami, ale spotkani po drodze Polacy mówili, że nie ma czego żałować, a trasa pod koniec jest calkiem trudna z przejściem przez rzekę włącznie.
Dzięki temu pozostał nam czas na poszukiwanie baranich szaszłyków i jurty na nocleg.
Pomysł z jurtą szybko odpadł ze względu na temperatury. Jesteśmy dosyć wysoko, w ciągu dnia jest tutaj ok. 14 stopni, w nocy wolimy nie sprawdzać tym bardziej pod namiotem. Szaszłyków nie bylo, podobno już po sezonie.
Znaleźliśmy je dziś w Kanionie Szaryńskim - naszej drugiej wisience na torcie. Do Kanionu prowadzi asfaltowa droga więc nasz Hyundai bez problemu sobie poradził.
Kanion Szaryn porównywalny jest do Wielkiego Kaniony w USA, ze względu na to że powstał z tych samych ostańców piaskowych i zlepieńcowych. Powiedzmy, że to taki jego dużo młodszy kuzyn, ale też całkiem w porządku. Na pewno polecamy, może i na dłuższą chwilę. My zdecydowaliśmy się tylko na spacer w głąb kanionu, wybraliśmy trasę przez "Czerwony Kanion", która jest najbardziej popularna. Byliśmy tam w okolicy południa więc kanion nie czarował kolorami. Wszystko wydawało się mdłe i w jednym ziemistym kolorze. Jesteśmy pewni, że zachody i wschody słońca muszą być tam niezapomniane. Tak jak i randka o smaku Ferrero Rocher nad rzeką Szaryn:)
Praktycznie:
wypożyczenie samochodu osobowego 160zł/dzień
1 l paliwa 2 zl
bilet nad jeziora 7,50 zł/ os. (ważny na Kolsay i Kaindy)
przejazd do Kaindy autem terenowym 100 zł dzielone na wszystkich pasażerów
wjazd samochodem na Kolsay 12 zł
wstęp Kanion Szaryn 16 zł / 2 os. plus auto
pokój dwuosobowy z wyżywieniem, wifi, łazienka w domu 140 zł/noc
Spaliśmy w zielonym domu na początku wioski po lewej stronie drogi.