No to mamy więcej! Bus odebrał nas z godzinnym opóźnieniem, a w ciągu tej godziny wizje posypania planu, noclegów, przestoju stały się bardzo realne co skończyło się roztrojem żołądka. Lekcja kolejna - nie planować, albo w moim przypadku planować mniej i traktować rozkłady jazdy z przymrużeniem oka.
Bilet do Sihanoukville w Kambodży kupiliśmy na Koh Chang. Obejmował transport busem do granicy i autobus od granicy. Do przejścia w Koh Kong wszystko szło gładko i uśpiło naszą czujność. Wizę do Kambodży wyrobiliśmy online, żeby uniknąć płacenia łapówek. No i zapłaciliśmy za przewów plecaków do granicy, przebranemu pajacowi za celnika za sprawdzenie paszportów i podprowadzenie pod okienko... Kwoty nie były wysokie, bo ok. 2 zł, ale liczy się fakt!
Z zaciśniętymi zębami przekroczyliśmy granicę i znowu się zaczęło, a to że nasz autobus odjeżdża za 2,5 h, a może w ogóle go nie będzie, a nie dojeżdża do celu, będzie przesiadka w połowie drogi no i będzie w nocy, ale jak dopłacimy to mały, szybki bus, który rusza już teraz będzie na miejscu popołudniu. Krew nas zalała! Postanowiliśmy, że nic tym małym, żółtym gnojkom nie damy choć mielibyśmy do końca wyjazdu siedzieć na granicy!
Wkońcu jednak jechaliśmy busem - który okazał się naszym wspomnianym autobusem tylko kierowca podbijał cenę biletu zakupionego na wyspie.
Sama Kambodża (przynajmniej ta przy granicy) to obraz nędzy i rozpaczy. Domy pozbijane z kilku desek, dziurawe, bardziej przypominały obory, dach ze słomy w najlepszym przypadku z zardzewiałej blachy, na podwórkach wszystko i nic, obowiązkowo wszyscy bujają się na hamakach:) Odległości między miejscowościami dość spore, ale za to te odległości ładne - zielone, palmowe, górzyste. A że jechaliśmy ok. 10 h (350 km) to wiemy co mówimy:)
Bliżej Sihanoukville już lepiej. Lepsze drogi, murowane domy, targi. Choć samo miasto trochę nas przeraziło. Przyjechaliśmy, gdy robiło się już ciemno. Nie mogliśmy znaleźć naszego pokoju, nikt nie potrafił nam pomóc, wokoło tylko naganicze i warczące psy. Na szczęście pani ze szkolnego sekretariatu przyszła z odsieczą, znaczy z telefonem i wszystko dobrze się skończyło :)
co za dzień!