Mistrz pióra chwilowo jest niedostępny - rozgrywa partyjkę billarda w internecie więc ja opowiem co się u nas działo. A działo się trochę. Był skuterek, kajaki, plażing i nowe jedzenie. Ale po kolei.
Mieszkaliśmy w Chai Chet - części wyspy, po zachodniej stronie, gdzie świetnie odnajdują się rosyjscy emeryci (jest ich tu naprawdę dużo). Cicho, spokojnie, żadnych imprez, cisza nocna o 22. Podobało nam się przez 2 dni, ale jak przeczytaliśmy wszystkie gazety, przejrzeliśmy cały internet, a karciane partyjki przestały być ekscytujące postanowiliśmy zerwać się kolejnego dnia, powiedzmy z samego rana, wypożyczyć skuter i ruszyć przed siebie. I to był strzał w dziesiątkę!
Drogi są dość kręte, cały czas z górki i pod górkę więc widoki i wrażenia były przednie.
Odwiedziliśmy hipisów na południu wyspy (Bang Bao). Bardzo nam się u nich podobało - kolorowo, muzycznie, pełno ludzi, pachnące jedzenie i duperele jak na Winobraniu. Był spacer za rączkę po molo i afrodyzjaki na kolację:). Żal było odjeżdżać, ale czekała na nas wschodnia część wyspy.
Cała wyspa jest bardzo zielona i górzysta, ale tak naprawdę to dopiero tu można było poczuć jej uroki, bo mało tutaj miejsc do spania, turystów, plaż. Są za to kajaki, czyli nasz cel numer jeden. Trudno to może było nazwać spływem (nie tylko dlatego że kłótni nie było:), ale też było fajnie. Płynęliśmy wzdłuż wioski rybackiej i lasu namorzynowego. Widoki były bardzo malownicze i egzotyczne. Od wiosłowania brzuchy zrobiły się puste i chcąc nie chcąc musieliśmy zjeść pierwszy raz tajski posiłek z dala od domu. Zostaliśmy wkońcu odczarowani :) Trafiliśmy, wydawać by się mogło na koniec świata, do ostatniej na wyspie wioski (choć mieliśmy w planach wodospad), gdzie w ostatniej chacie na wodzie gospodarze serwowali pyszności z owoców morza. Przy okazji podejrzeliśmy jak żyje się na wodzie. Wodospad (Kheeri Phet) później jakoś sam się znalazł. Byliśmy tam zupełnie sami - sami w dżungli! extra!
Dziś rano przywitało nas słońce więc nie mogliśmy przegapić okazji i polecieliśmy na plażę. Ale wiecie jak to się odbywa :)
Bardzo nam się tu podoba, mimo tego, że nie jest to wyspa jak z obrazka, nie ma pięknych, szerokich, piaszczystych plaż, pogoda kapryśna (przez większość dni słońca nie było) to bawiliśmy się świetnie, stres i przemęczenie z ostatnich tygodni jakoś wyparował (ja dziś dodatkowo wsparłam się masażem - boskim masażem, ale o tym innym razem), jesteśmy gotowi i chętni na więcej. Jutro Kambodża!
Zwięźle & praktycznie:
skuter 250 thb + paszport lub 3000 thb depozyt
1l paliwa na stacji ok. 30 thb; 1l na straganie z owcami 40 thb
tajski masaż 250 thb / 60 min.
pranie 40 thb /1 kg
kajak 200 thb / 1 godz.
ostrygi 70 thb
jedzenie jest ok. 10 - 20 thb droższe niż w Bangkoku