Plan był doskonały, mieliśmy lot z Warszawy do Helsinek, tam 1,5 godziny na transfer do Bangkoku i wakacje. Przerwe w Finlandii już była cała zagospodarowalismy,( kupimy wodę, coś zjemy, może nawet zorze polarna sobie zobaczymy). Wszystko posypało się przez mgłę, zanim wystartowalismy z Warszawy musieliśmy odczekać godzinę w samolocie, jak już byliśmy na miejscu (Helsinki) to okazało się że to lotnisko jest ooooogromne i dobiegniecie z 14 bramki do 32a zajęło nam ponad 20 minut (dla dociekliwych biegliśmy ciągle bez przystanków! A co jak szaleć to szalec). Dobieramy do bramki, na tablicy "last call" pani się uśmiecha, legitymuje nas i wchodzimy na pokład- tak gnalismy a samolot i tak czekał godzinę bo mgła... No coz przynajmniej się rozgrzalismy.
Ogólnie do Bangkoku dolecielismy z godzinnym opóźnieniem (8:05 czasu tajlandzkiego, czyli w Polsce była godz. 2:05).
Jak się domyslacie kolejny wpis będzie dotyczył przygód w Bangkoku ale najpierw musimy jakieś przeżyć!!!